środa, 12 lutego 2020

Dziecię Boże - odcinek 39.


Cichy głos świadczy nie o pustym sercu -
Raczej o braku tej próżni, co dudni
W wielu donośnych słowach.

William Shakespeare, Król Lear, w tłum. Stanisława Barańczaka

Winiarnia Carli

                       Zasiedli przy wielkim obrusie odbijającym biały blask prostopadłego słońca, na którym obok pękatej posrebrzanej cukiernicy stała do połowy pełna karafka z wodą, zaś bliżej środka stołu tkwiła duża świeca włożona do szklanego i zwyczajnego dzbanka. Oni zaś jak to oni, zawsze gotowi na wszystko. Fryc byłby gotów poszatkować Barbarę, gdyby tak tylko mógł ją dorwać w swe duże, spracowane łapska, ale jak wcześniej sami ustalili, rozpoczęli od rozmów z polonusami.
Porozglądali się trochę nerwowo, bo nie byli zgodni co do tego czy trafili pod dobry adres, żaden z nich nigdy wcześniej nie był w mieście Cezara, po czym restaurator i jego bratanek rozpoczęli mowę nienawiści, która była szczególnie wyrazista w stosunku do Barbary, jako że ta znienawidzona przez wielu kobieta symbolizowała obcy ład, porządek dawnego, komunistycznego ustrojstwa.

- Mówię wam, że to jest to miejsce, tu właśnie siedziała, przy tym stole - odezwał się Fryc do kompanów. - Widziałem ją w telewizorze, kiedy przechodziliśmy obok sklepu z RTV.
Podstarzały, brzuchaty Kijowski pod czarniawym wąsiskiem wygodnie rozmościł się na krześle i pełen ukontentowania mówił dalej: „ A więc tutaj rezyduje szefowa wszystkich szefów”. Siedział w tym samym, letnim i jasnym garniturze dobrze dobranym do sylwetki i w słomkowym, turystycznym kapeluszu, który nabył po drodze na jakimś straganie, kiedy szli na plac Campo de`Fiori. . 
- Całkiem możliwe wuju - skomentował Stach, który wyglądał na zadbanego i elegancko ubranego mężczyznę. Lnianą marynarkę przewiesił przez oparcie sąsiedniego krzesła. Miał na sobie nienagannie wyprasowaną koszulkę polo, spodnie opinał ekstrawagancki pasek skórzany, zaś sportowe buty wyglądały jakby wyszedł w nich prosto ze sklepu. Steinman nie afiszował się biżuterią, ale oczywiście miał przy sobie mały aparacik fotograficzny, który na stole obok srebrzył się w promieniach słońca chowającego się za przelotnymi chmurami. Zamiast obrączki, do której noszenia wciąż nie miał prawa, wcisnął na serdeczny palec lewej dłoni również złoty, lecz niezbyt rzucający się w oczy pierścień z wygrawerowanymi inicjałami matki. Spodobało mu się, że prawie każdy we Włoszech nosił coś na dłoniach. 
- Nieźle się to wszystko prezentuje, przyjemnie tutaj - Łukasz Bolewski rozejrzał się wokoło i zawiesił wzrok na pomniku Giordana Bruna. Naszła go refleksja nad zmiennością losu, zagadkami życia, nieprzewidywalną przyszłością, nad kruchością życia. Gdzie szukać pewników ? Gdzie są boże znaki ?
Zamyślony siedział nieruchomo. Czy związki homoseksualne są aby pobożne ? Czy Jezus kocha homoseksualistów ?  Co na to Bóg ? - rozważał. Tym razem dla niepoznaki ubrany na sportowo, w dres do biegania.
- Co robimy ? - siostrzeniec przeszedł do sedna sprawy, jak to ma w zwyczaju konkretny facet.
- Poczekamy na ptaszynę - zadecydował Fryc, któremu również podobała się miejscówka. - Musimy to dobrze obmyślić. Organizacja  nam pomoże, pozbędą się ciał, to nie moje Suszwałki, ale Rzym. I przede wszystkim nie mogą nas ścigać, zanim się gdzieś dobrze nie ukryjemy, z dala od Unii, gdziekolwiek, byle daleko, zanim rozpoczniemy nowe życie. Mam już coś na oku, ale później o tym pogadamy… a teraz - nie dokończył.
- Ciał ?! - Łukasz zareagował nerwowo i wpadł Kijowskiemu w słowo, w jego głosie kryło się przerażenie.
- Oj przestań znowu marudzić ! Maruda jeden - żachnął się restaurator. Stach pogroził palcem ziomkowi.

Nie musieli długo czekać na Carlę, która zaraz do nich wyszła.
- Co podać ? - wesoło zaszczebiotała.
- Na początek poprosimy trzy kawy - mózg wszelkich operacji odpowiadał za wszystkich.
- Jakie ? Espresso, americano, cappucino ?
- Specjale italiano romano - wyjaśnił jak umiał smakosz kawy z Polski. - Che bambola ! - skwitował, kiedy restauratorka oddaliła się na kilka kroków.

Patrzyli w skupieniu za odchodzącą figurą winiarki o idealnych proporcjach i chyba wszyscy trzej mieli w oczach kurwiki. Żaden z nich wprawdzie nie kwalifikował się na zboczeńca, ale wszyscy trzej zachowali młodzieńczą wrażliwość na kobiecy wdzięk, który zwykle wzbudza więcej zmysłowych poruszeń, niż nowy samochód. Niecodziennie świetnie wyglądała dziś Carla i nawet nie mogła podejrzewać, że nawiązała wzrokowy kontakt z podziemną, prawicową bojówką. 

- Czy podać coś jeszcze ? - zapytała, kiedy przyszła z tacą pachnącej, aromatycznej kawy, którą postawiła na stole i rozstawiła filiżanki.
- Dwa awokado i na razie dziękujemy. Mam jedno pytanie do pani romano.
- Si ?
- Czy to od seniority udzielała wywiadu prezydent Suszwałk ?
- Stąd nie.
- A skąd ?
- Spod pomnika Bruna. Szukają panowie Barbary ?
- Chcielibyśmy z nią porozmawiać, ja na przykład też jestem z Suszwałk, kocham to miasto, bellissima la mia citta, a to moi towarzysze, turisti - dodał i wskazał ręką na bratanka i Cyngla. - Nie wiem co mam robić. Czy mam do czego wracać. Rozumie seniorita ?
- Si, si. Barbara ma ten sam kłopot. Jak pana godność ?
- Fryc Muranowicz.
- Nic o panu nie wspominała. Zna pan prezydent Suszwałk ?
- Byłem restauratorem w Suszwałkach, prowadziłem knajpę, wie pani ?
- Ristorante ?
- Si. Gościła u mnie pierwszorzędna bohema i nawet awangarda miasta, bywała i burżuazja - miał dodać: „czerwona zaraza”, ale w porę ugryzł się w język.
- Ja również często goszczę artystów - zrobiła pauzę i skromną przy tem minkę. - Zatem - przełknęła ślinę - udał się pan na wycieczkę do Włoch jeszcze przed wybuchem epidemii, ma pan niewiarygodne wprost szczęście ! - zakipiała nagle cała od emocji.
- To prawda, że w czas, choć rzecz jasna pobudki wyjazdu były zgoła zupełnie inne - pokazał wymownie dłonią na towarzyszy. - Pojechałem do Warszawy spotkać się z bratankiem.
- Stach Głaz - przedstawił bratanka.
- Łukasz Praski - Cyngiel sam się przedstawił.
- Carla - podała im dłoń i z lubością oczekiwała pocałunku, uwielbiała ten zwyczaj. Polacy musieli lubić kobiety i to bardzo.
- Kiedy możemy się spodziewać pani prezydent ?
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że ma zamieszkać w jakimś hotelu na starówce i że dzisiaj zwiedza Watykan. Zaraz… konsystorz jest …, tak, zgadza się, konsystorz jest dzisiaj.
- Dzisiaj jest konsystorz ? - podłapał zdumiony Staszek. - Niewiarygodne - skomentował.
- Będziecie coś jedli ?
- A co pani poleca ?
- Może coś z makaronów ?
- Poprosimy, o bella ! - Fryc nie lubił się zbytnio certolić, niech coś upichci i przyniesie ta gorąca Włoszka.
- Grazie maestri.
- Seniorita jest ładna jak słowik o poranku. Zapewne również świetnie gotuje, non e vero ?
- Grazie, panowie również tacy eleganccy i szarmanccy, że klękajcie narody.
- Nic nie przewyższa pani urody, ani gwiazdy, ani malowidła Leonarda, ani freski Michała Anioła. Czekamy zatem na seniority makaron.
- Prego. Przygotuję coś speciale - patrzyli w skupieniu jak odchodzi.
- Che bambola - wyszeptali razem jakby się zmówili.





                     Nieopodal przy stoliku siedział inspektor Mirosław Szarawy i obserwował szajkę Fryca, który niczym długi i cienki cień snuł się do tej pory za  podejrzaną trójką walczącą o lepszą sprawę. Marynarka Szarawego robiąca od wielu nocy za piżamę wyglądała na wymiętą i nie przynosiła chluby właścicielowi, który siedział przy stoliku restauracji rybnej i zajadał się świeżutką sardelą z cykorią, którą popijał białym winem z Frascati. Co kilka chwil spoglądał w kierunku Fryca, ale wciąż nie wiedział kim jest ten trzeci, który dołączył do nich na Monte Cassino. Walić to ! Przepyszna ta rybka ! Ekscytował się i jednocześnie dumał nad powodem wizyty Fryca i jego świty na słynnym rzymskim placu. Nie oglądał telewizji, więc nie mógł wiedzieć, że ścieżki prowadziły do prezydent Barbary i garstki ocalałych Suszwalszczan. Z inspektora wydobył się prowincjusz, który nader zachłannie spożywał smaczną sardelę, jakby przez całe życie nie jadł niczego poza solonymi ziemniakami. W porannym czasie śniadaniowym przyszła do głowy Mira pewna refleksja, olśnienie, mała i skromna eureka. Dlaczego Jahwe stworzył drzewa i trawę przed Słońcem, Księżycem i gwiazdami ? Szarawy oparł się na krześle i na dłuższy moment znieruchomiał. To początek Księgi Rodzaju - myślał - początek życia we wszechświecie i zarazem jego zupełna wyjątkowość. Czy to znaczy, że Biblia mówi nam, że nikogo poza nami nie ma w kosmosie ? Ziemia jest jedyną planetą, na której narodziło się życie ? Hmm, czytał wczoraj do późna w nocy, aż zasnął i spał do późnego rana. Teraz ponownie ożył i dokończył jeść posiłek, a umysł miał wciąż zafrasowany tą samą myślą, nierozwiązanym problemem początku życia na Ziemi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz