czwartek, 12 lutego 2015

Dziecię Boże ( odcinek 10 )

 
   
                 Łowcy byli pogrążeni w głębokiej zadumie. Spoglądali na wielki monitor, na którym uśmiechnięty Jerzy K. pluska nogami w fontannie, a w rękach trzyma otwartą książkę. Śmierdziel czytał książkę i pluskał nogami w zabytkowej rzymskiej fontannie. Amatorskie nagranie video otrzymali od funkcjonariusza ABW, który akurat był na urlopie, ale nie potrafił oddzielić pracy od życia prywatnego. Uwagę agenciaka zwróciło to, że facet czytał polską książkę mocząc się w fontannie. Zaczął analizować i odrzucać kolejne wytłumaczenia, pomijając przy tym wyjątki. Dorośli Polacy książek z reguły nie czytają, kto więc na urlopie by to robił ? Ludzie normalni po polsku albo by pluskali się z żoną i dziećmi albo z dziewczyną. Ale sami z książką ? To nienormalne. Człowiek z ABW zauważył, że facet z książką w ręku, nie jest ubrany jak typowy turysta zwiedzający Rzym, ani jak kolarz, który na chwilę zatrzymał się przy fontannie, by odpocząć. Facet wyglądał na kogoś, kto mieszka w Rzymie. Nie miał rozbieganych oczu, spoglądał co jakiś czas na ludzi wokół w sposób taki, jak robią to zwyczajni mieszkańcy wielkich miast. Zachowywał się spokojnie i jakby z rutyną, pogrążony w książce, która musiała go bardzo interesować. Nie miał przy sobie zbyt  wielu rzeczy, agentowi ABW zapaliła się więc w głowie czerwona lampka. Facio pracuje we Włoszech ? I w czasie wolnym czyta książkę ? To też wydało się agentowi podejrzane. W ogóle czytanie książek z definicji było podejrzane. Miał przy sobie amatorską małą kamerę, jak to u typowego turysty i zrobił kilkuminutowe nagranie. W pracy nie takie rzeczy nagrywał. Niejeden pornol wyszedł z tej kamerki. I taką oto drogą video trafiło do Łowców. Oni nie mieli wątpliwości. Szarski aż mlasnął z poirytowania. Doktor Szarski nie znosił, kiedy ktoś wyraźnie był mądrzejszy od niego. A tymczasem ten śmierdziel dobrze bawił się w wielkim mieście Rzymie, a on i jego ludzie śmiertelnie nudzili się w mieście wyróżniającym się tylko na mapie pogody. Zazdrość uderzyła Szarskiemu do głowy, poczerwieniał straszliwie, policjantka która również była w samochodzie, zrobiła wielkie oczy. Ale film dowodził niezbicie, że muszą szybko wyruszyć do Rzymu. Póki myszka jeszcze tam jest, a kocury są szybkie i mogą dorwać śmierdziela. Co do szybkości można było mieć pewne wątpliwości, ale o sukcesie często decyduje dobra forma psychiczna i tej nie można było odmówić Łowcom. Byli silni, zwarci i gotowi do boju, jak rasowe tygrysy. Wydawało się, że złapanie Jerzego stało się formalnością, jak pójście do urzędu po papierek i pieczątkę. Nie mogli wiedzieć w jak wielki błąd wdepnęli i jak mocno to się na nich zemści.

            Jerzy czytał sobie dziennik Michała Hellera „ Podróże z filozofią w tle„ i doznawał przy tym intelektualnej rozkoszy, która to w połączeniu z otaczającym go pięknem wiecznego miasta, przyprawiała Jerzego o ekstazę. Ekstazo trwaj ! Chciałby zawołać, ale zadowolił się machaniem nóg w orzeźwiającej wodzie pięknej fontanny. Słowa o odwiecznej ludzkiej potrzebie religii i sztuki wydały mu się głęboko prawdziwe. Tylko gdzieś na marginesach tego dziennika czuł kwaśny niesmak. Żeby nie było zbyt słodko ? Nawet jeśli była taka potrzeba u księdza, nie podobały mu się stwierdzenia typu: „ Nie wiem dlaczego, ale wyobrażałem sobie, że tak muszą wyglądać małe knajpki w Pireusie. I chciało się śpiewać Acropolis adieu „.
          
            Wyjął słuchawki i włączył muzykę Enigmy. Poczuł, że jakaś cudowność spłynęła na jego osobę. Rozważał w skupieniu słowa filozofa i uczonego, ale nie księdza Hellera. Myślał o pierwszym wersie z Janowej Ewangelii i pierwszym wersie Owidiusza „Metamorfoz“ : „ Na początku było SŁOWO „. A co było drugie? Zamyślił się. W pierwszej biblijnej Księdze Rodzaju kiedyś wyczytał, że: „ W tych i późniejszych czasach, gdy synowie Boży współżyli z córkami ludzkimi, a one im rodziły, na ziemi żyli olbrzymi. Byli to siłacze, którzy w tych dawnych czasach cieszyli się sławą“.  „ Synowie Boży“, to być może anioły, a być może, jak uważają różni ludzie, kosmici, którzy mieli przybyć aż z dalekiego Syriusza. Z tekstu wynika, że "synowie Boży" nie mogli być zwykłymi ludźmi. Nauka potwierdza odkryte groby ludzi o wzroście dziesięciu metrów i więcej, sam widział w sieci szkielety tych olbrzymów na wielu różnych zdjęciach zrobionych w różnych miejscach na Ziemi. Czy więc ze związku normalnych ludzi, choćby „ synami Bożymi „ byli sami starożytni władcy, to czy z tych związków mogli rodzić się Giganci ? Ciekawe pytanie, ale nieco oderwane od rzeczywistości.    

         Słońce powoli zachodziło. Na starożytnych murach pozostawały przepiękne odcienie pomarańczowego teraz słońca. Wyciągnął z plecaka lustrzankę. Zrobił jedno zdjęcie, potem kilka następnych. Nie mógł się oderwać od fotografowania tego uroczego światła, tych tajemniczych i wielkich, starych budowli. Czuł, że wpada w rodzaj transu i władnie nim powoli amok. Miał na to sposób. Nie po raz pierwszy stał się niewolnikiem obsesyjnej estetyki. Wyłączył czym szybciej muzykę, schował aparat do plecaka i padł krzyżem na placu. Nikt mu nie przeszkadzał tak sobie leżeć na brzuchu z rękami wyciągniętymi prostopadle do prostego tułowia. Jedną ręką trzymał za pasek mały plecak fotograficzny. Ludzie szybciej lub wolniej przechodzili obok albo wręcz ostentacyjnie omijali w pogardzie mając religijne demonstracje. Figura krzyża jednoznaczne wywoływała skojarzenia i mimo to nie była żadną demonstracją religijną i niczyich uczuć religijnych nie obrażała. Jurek w ten właśnie sposób uwalniał się od działania złego ducha, odmawiając w takim położeniu ciała dziesiątek różańca. Na palcu lewej dłoni miał miniaturowy różaniec w postaci srebrnej obrączki z dziesięcioma wypustkami. Minęło dziesięć minut, odmówił jeszcze Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, potem Anioł Pański. Kiedy wstał, miał wrażenie, że został uwolniony od złego ducha. Pokrzepiony działaniem Chrystusa, wstąpił do pobliskiej piccerii i zamówił drogi placek. Stać go, winiarka dobrze płaciła i jak na razie jeszcze się nie znudziła nowym kochankiem. Była dobrą, wierzącą kobietą. Miała swoje słabości i być może dlatego nie potrafiła żyć w jednym, stałym związku. Ale mogło być również tak, że sama była zdradzana przez swoich byłych mężów i w końcu powiedziała „ BASTA“ ! Po tłuściutkiej pizzy, pełen marzeń o karierze artysty fotografa, Jerzy ruszył w kierunku wielkiej księgarni z albumami fotograficznymi. Był przekonany, że ucząc się od lepszych i docenionych, również sam dozna kiedyś takiego zaszczytu i będzie miał własny album w tej ogromnej księgarni. Miał już za sobą lekturę „ Małej historii fotografii“. Ale jak każdy prawdziwy fotograf wolał mieć konkrety w ręku, czyli wspaniałe zdjęcia. Natknął się już na początku na niesamowite albumy Helmuta Newtona i Petera Lindsbergha. Zwłaszcza zdjęcia Newtona robiły na nim wrażenie. Oryginalne inscenizacje. Kontrasty nieziemskie. Kosmiczne modelki. W dużym formacie zdjęcia tych mistrzów prezentowały się jeszcze lepiej, niż na ekranie laptopa. Na razie nie mógł sobie pozwolić na duży wydatek za zakup fotograficznego monitora za kilka tysięcy, pracował nad zdjęciami nadal na zwykłym laptopie. Wtajemniczeni raczej wiedzą, że istnieją dość niedrogie kalibratory kolorów, które potrafią skutecznie pomóc w prawidłowym wyświetlaniu kolorów na monitorach czy nawet telewizorach. Ma to spore znaczenie, kiedy zdjęcia są drukowane na  papierze, do katalogu czy albumu, by zdjęcia wyzute przez maszyny drukarskie, nadal miały idealne kolory. Jest to wiedza zawodowców, fotografów zarabiających na zdjęciach. A do takich pretendował Jerzy. Mediolan był obok Paryża główną europejską stolicą mody. Miał pewną nadzieję, że polski kolorowy magazyn opublikuje zdjęcia modowe z Mediolanu. Co do Rzymu miał inne plany. Miał pomysł, że do najbardziej intrygujących zdjęć, które zrobi, napisze ciekawą historyjkę. Raz będzie to historia Romy, innym razem reportaż ze współczesnej aglomeracji, raz pełnej szyku i klasy, innym razem pełnej wykluczonych. Miał już ten plan w głowie, a internet, ponoć wynalazek CIA, był najwspanialszym urządzeniem na ziemi. Kiedy już wychodził z księgarni, na jednym ze stolików uwagę jego zwróciła nowa powieść Chucka Palahniuka „Snuff“ i choć czytał po angielsku, w pierwszej chwili nie zrozumiał tytułu. Kupił wersję angielską i wyszedł z książką w ręku. Miał ochotę na zdjęcia sakralne. Bywa, że człowiek potrzebuje religii i sztuki bardziej, niż się to zwykłym ludziom wydaje. 


             Katarzyna właśnie skończyła tłumaczyć czeski kryminał i aż odsapnęła. Ścierpł jej trochę tyłek, poszła więc do kuchni coś zjeść, a właściwie przegryźć. Od dłuższego czasu chodził za nią pomysł napisania własnej książki z gatunku literatury szpiegowskiej. Odkąd sięgała pamięcią, miała naturę kameleona, dobrze się czuła w roli podwójnego agenta. Jeszcze w liceum, kiedy została wybrana na przewodniczącą klasy, lawirowała pomiędzy koleżankami i kolegami, a wychowawczynią i dyrektorem szkoły, często sama do końca nie wiedząc czyje właściwie interesy reprezentuje. Na studiach pogubiła się całkowicie, grała na kilka frontów, kłamstwa piętrzyła na kłamstwach. W pierwszym szczytowym roku utrzymywała bliskie relacje aż z trzema chłopakami, miała jednak na tyle rozwiniętą osobowość, że nigdy nie miała kłopotów z zazdrosnym kochankiem. Wybierała zawsze bezbłędnie takich, którzy nie będą później stwarzać kłopotów. Mimo to starała się zachowywać pozory, kłamała jak z automatycznego pilota, zawsze bezbłędnie. Raz tylko miała wpadkę, a winna była oczywiście rutyna. Rozniosła się właśnie wtedy plotka w akademiku, że jest puszczalską. Od tego czasu przebierała jak w ulęgałkach, chętnych nie brakowało, zdarzały się nawet stu procentowe prawiczki. W tym czasie odłożyła na bok pozory, bo i tak każdy wiedział, że nie jest jedyny. W szczytowym momencie powodzenia prowadziła intymne pożycie z ośmioma chłopakami równocześnie, choć nie w tym samym dniu. Sytuacja wymarzona dla faceta, ale nie dla dziewczyny, kiedy bowiem Kasia uznała, że ma już dosyć seksu i chce mieć tylko tego jednego wybranego, ze wszystkimi zerwała. Niestety nie była pięknością, choć seksowna. I choć do seksu miała wzięcie, ze znalezieniem miłości miała kłopoty. Przemyślała więc swoje położenie i doszła do wniosku, że najlepiej wychodziła na podwójnej grze. I z takim przeświadczeniem trafiła do pierwszej pracy. Zgadzała się tylko na te stosunki, które mogły jej pomóc w karierze i dzięki temu trzymała chuje na smyczy. Kiedy minęła pierwsza młodość, na koncie miała już niezłe doświadczenie życiowe. I teraz chyba był ten odpowiedni moment, by zacząć coś robić na własne konto. Dziecko mogło jeszcze poczekać, uważała, ale Jarek był spoko i nie miałaby nic przeciwko takiemu tatusiowi jej dziecka.  Miała już prawie wszystko przemyślane, wyrazistego bohatera, intrygę, miejsce, temat. Na chwilę włączyła telewizor, popatrzyła na te żałosne teleturnieje, różne pożal się boże show, ociekające krwią amerykańskie filmy sensacyjne i tylko utwierdziła się, że powinna zacząć pisać i że tylko jeśli stoczy się do poziomu telewizji, wówczas przerwie pisanie, bo nie miałoby ono wówczas żadnego sensu. Zrobiła sobie orzeźwiający drink, wodę z dużą ilością miodu i soku z cytryny, mocno wymieszane i schłodzone. I zaczęła pisać, najpierw tytuł: „ Kobieta z klasą „.


                                                         Kobieta z klasą

    „ Monika nie była Damą Kameliową, ale prawdziwą polską kobietą z krwi i kości. O subtelnej twarzy, pięknej, wysmukłej i białej łabędziej szyi. Nosiła się z klasą i wyglądała szykownie o każdej porze dnia i nocy. Jej koleżanki marzyły o współczesnym wojowniku w dużej i szpanerskiej gablocie, ale ona nie, przenigdy! O wiele bardziej ceniła zalety umysłu, dar wymowy, niebanalną inteligencję, oczytanie i bystrość umysłu, humor, dowcip i klasę. Zadbane garnitury, dobrze dobrane krawaty, ładne koszule. O... jaki dreszcz ją przeszywał, kiedy muskała dłonią piękną koszulę na atletycznym ciele prawdziwego mężczyzny. Prawdziwy mężczyzna był deficytowym towarem, to dlatego gdzie nie spojrzała, tam widziała stare panny. Kobiety jej pokroju nie chciały, mając to za szczyt własnego honoru, zadowalać się niedorobionymi, wybrakowanymi bądź nie daj bóg zniewieściałymi bądź wymuskanymi chłopcami. Ona mężczyzny pragnęła ! Prawdziwego mężczyzny“ .

             W tym momencie Kasia przerwała pisanie i trochę się rozmarzyła, dała się porwać własnym słowom. Znała te pułapki, jednak choć na chwilę chciała zostać sama z tymi marzeniami bohaterki, polskiej Emmy Bovary. Och, gdyby tak zjechał do ośrodka jakiś męski aktor, drugi, trzeci, został i zechciał z nią być... Wiedziała, że ma mnóstwo zalet charakteru, ale urodę musiała poprawić, przede wszystkim wagę. A jak trudno dorosłemu człowiekowi zbić zbędne kilogramy, wie tylko ktoś, kto sam je ma na karku bądź brzuchu czy też tyłku. Kobieta ze zbyt dużym tyłkiem nie jest zbyt dobrą partią, tak jak kobieta ze zbyt małym biustem i choć nie muszę tego tłumaczyć dorosłym, młodzieży trzeba takie rzeczy mówić. Kasia, jako zaradna życiowo kobieta, znalazła i na to sposób. Pomyślała i już wiedziała co ma robić.

             Jarek ledwo już ciągnął ten maraton, wyraźnie schudł na twarzy i z w miarę okrągłego na buzi, zrobił się w miarę pociągły. Zawsze tak, ilekroć długo i porządnie się zmęczył. W drugiej kolejności tłuszcz ściekał z jego brzucha, choć nie miał przesadnie dużego i tylko parę kilo nadwagi. Kasia nie dawała za wygraną, mocniej, mocniej (!) krzyczała, a pot aż perlił się na jej brzuchu, któremu daleko jeszcze było do płaskiego. Wal mnie ! Krzyczała po wtóre i ósme, sama przy tym nieźle się gimnastykując. Po jakimś czasie doszło do Jarka w czym rzecz. Piąty czy szósty raz w ciągu dnia przestawał być seksi, jasne więc było, że chciała zaoszczędzić na siłowni i był już tego pewny po szóstym wytrysku i rżnięciu w ciągu dalszym. Nie obetrzesz sobie cipy?! W końcu podniósł głos. Cicho bądź Jarek, wiem co robię. I moc nadal była z nimi. Sąsiedzi z dołu jednak w końcu mieli dość,  ile można tego słuchać, godzinę, dwie, ale cztery? To już prawdziwa przesada. Najpierw sąsiad z dołu zaczął stukać w sufit jakimś kijem, potem się okazało, że miotłą, z którą stanął przy drzwiach mieszkania Jarka i Kasi. Młodzi zajęci sobą nawet nie myśleli, żeby oglądać dziada. Kiedy jednak skończyli siódmy raz i dziad tym razem zaczął walić kijem w drzwi, Jarek założył na ledwo żywego penisa majtki, ledwo go czuł, kiedy naciągał majtki. Narzucił t-shirt i przez drzwi krzyknął, że nie otwierają świadkom Jehowym ! Dziad odkrzyknął, że on mu da Jehowych !!! Scurvy !!! przyłoży i obije kijem. Jarek wyjrzał przez wizjer, rzeczywiście dziadek trzymał w ręku i potrząsał wielką czerwoną miotłą. A niech to, zaklął Jarek. Tego nam było trzeba. Chce pan dołączyć ?! Odkrzyknął z uśmiechem na twarzy. Humor jest dobrym wyjściem z takich sytuacji i gdyby dziadek był młodszy, być może, że skorzystałby z okazji, bo nie co dzień trafiają się takie miłe propozycje, przecież. No ale dziadek był na tyle stary, że krew go zalała, a nie co innego uderzyło do głowy, poprzeklinał, wulgarnie krzyczał i obrażał i po kilku minutach, nie słysząc reakcji, poczłapał na dół do swojej jamy. Dzień Kasia uznała jednak za udany, a jutro, kotku, co będziemy robili? Jarek powiedział, że go boli, wzięła więc do ust, żeby jakoś zregenerować członek na jutro. Czekało go wiele pracy. Dwa tygodnie? Próbował zgadywać. Może, a co powiesz na cały miesiąc? Nic nie powiedział, padł na łóżko jak nieżywy.
            
            U Fryca zabawa trwała na okrągło. Prawie codziennie ktoś na czworakach szukał wyjścia z podziemi katedry. Fryc wydawał się normalnym, zdrowym facetem. Na pewno uchodził za takiego i wszystko trwało by tak samo dalej, gdyby nie pewien szczegół, na który uwagę zwrócił pewien bywalec, który robiąc badania krwi i moczu następnego dnia po wizycie u Fryca, odkrył w swoich wynikach dziwne anomalie. Skończył chemię na politechnice i wiedział pewne rzeczy. Zaraz zlecił kolejne badania, a w domu rozpoczął robić swoje testy. W garażu urządził sobie domowe podręczne laboratorium, żeby mógł niektóre doświadczenia kontynuować w domu po pracy. Kiedy upewnił się co do wyników testów, oniemiał. Miał w moczu małe ilości arszeniku. Skojarzenie z knajpą przyszło od razu. Jeśli... ten barman dosypuje coś do piwa... to mamy do czynienia z seryjnym mordercą. Wiedział, że musi coś zrobić. Bo jeśli ten facet dosypuje ludziom arszenik, to co wtedy? Jeśli go nie powstrzyma, będzie taki sam jak on ? A jeśli to przypadek ? Może Fryc miał po prostu w rękach trutkę na szczury i nie umył dokładnie rąk ? Z tymi pytaniami poszedł spać i rezultat był tego taki, że zasnął dopiero nad ranem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz