Natalia Rolleczek, kiedy pisała autobiograficzny "Drewniany różaniec" miała trzydzieści kilka lat, wystarczająco dużo, by poprowadzić długą, pierwszoosobową narrację o swojej młodocianej niedoli. Tafiła do sierocińca jako nastolatka. Miała rodziców, ale bardzo biednych. Trafiła na dwa lata do zakładu prowadzonego przez siostry zakonne. Sierociniec nie otrzymywał dotacji od państwa. Ubranie i jedzenie siostry musiały upraszać co łaska. Co roku siostry i kilkanaście młodych dziewczyn jeździło wozami na dwutygodniową kwestę po okolicy. Otrzymywały kapustę, ziemniaki, marchew. Życie dziewczyn w zakładzie było ciężkie. Właściwie atrakcyjność tej opowieści opiera się na opisaniu tego życia, które nie było monotonne, a mimo tego, jak to się mówi, dawało się we znaki. Dość przykra była siostra Modesta, która prowadziła całodzienny nadzór nad wychowanicami. Którejś nocy wykryła, że dwie najmłodsze dziewczynki śpią razem na łóżku. Obudziła je i przymierzyła się do zbicia ich drewnianym różańcem. Najstarsza Helka krzyknęła, żeby się schowały pod łóżko. Równie radykalna była przełożona zakonu: "mateczka". Kiedy zobaczyła zakładówkę wracającą ze szkoły z rozpuszczonymi włosami, pełna wściekłości dopadała dziewczynę i tarmosiła ją za włosy. Zakładówki musiały nosić włosy splecione w warkocze. Każda dziewczyna miała mnóstwo pracy, głównie przy sprzątaniu sierocińca i kościoła. Bardzo kontrastujące były śniadania zakładówek - cienka kawa i kilka kromek chleba - ze śniadaniami księdza, który odprawiał masze w kaplicy sierocińca.
Były też zabawne sytuacje w życiu "pensjonarek". Któregoś razu siostra Modesta zebrała prace dziewcząt na tematy religijne, z których nejlepsze miały szanse zostać wydrukowane w pisemku religijnym "Orędowniczku". W niedzielę po mszy odbyło się uroczyste spotkanie z księdzem, który przy dziewczynach i siostrach zakonnych zabrał się za czytanie najlepszych prac. Sięgnął po pracę na wierzchu, która została wybrana przez siostrę Modestą za najlepszą. I czytał na głos:
"O co prosiłabym Matuchnę Bożą, gdybym ją spotkała w lesie? Gdybym spotkała Matuchnę Bożą w lesie, to przede wszystkim powiedziałabym jej, że nasz sierociniec razem z siostrą Modestą, jest miejscem gorszym od piekła".
Warto też zwrócić uwagę na pewne słowa siostry Modesty, które przytacza Rolleczek:" Każda chwila, kiedy z miłości niebu czynimy dobrze, jest najpiękniejszą chwilą w naszym życiu". Aż od razu nasuwa się komentarz, że to doprawdy dziwny sposób myślenia.
Przejmujące jest zakończenie książeczki. Młoda Rolleczek niosła z rzeźni w wiaderkach rosół do sierocińca, ale była zima, pośliznęła się i wylała cały rosół. Siostra Alojza złowrogo zwróciła się do Natalii, w takich przypadkach biła linijką po dłoniach. A Rolleczek takimi słowami kończy opowieść: " Siostro Alojzo, siostro Alojzo, która miotasz się w gniewie. Czy to, co naprawdę straciłam tutaj, to był rosół? A może straciłam coś bez porównania cenniejszego, a ty, siostro, nie zauważyłaś tego wcale?"
O ile dobrze rozumiem autorkę, to pewnie chodziło jej o utratę wiary. Po lekturze tej książki trudno nie patrzeć krytycznie na kościelne wychowywanie młodych ludzi w czasach przedwojennych. Nie jest to może aktualny dokument, ale na pewno nie wystawia dobrego świadectwa kościołowi katolickiemu tamtych czasów. Drugiej RP również nie.
Bardzo ciekawie o "Drewnianym różańcu" napisał na swoim blogu Jarek Czechowicz: "Natalia Rolleczek barwnie opisuje perypetie dorastających dziewcząt w świecie, w którym niejako zabrania się dorastania. Opowiada o dojrzewaniu w miejscu, w jakim dojrzały oznacza wiernie podporządkowany twardym zasadom. Postrzegam „Drewniany różaniec” jako smutną opowieść o tym, jak rozpaczliwie zachować godność w świecie, w którym nie można godnie żyć. Opowieść o dorastaniu u surowych felicjanek to historia konfrontacji młodzieńczych ideałów ze społecznymi normami, za którymi czai się pustka i strach".
Bernadetta Darska na swoim pisze tak m.in. o książce Rolleczek: "...Mamy do czynienia z tekstem literackim, a ten zarówno pod względem językowym, jak i fabularnym, pozostawia wiele do życzenia i o tym należałoby powiedzieć". Szkoda tylko, że jednak nie pisze później dlaczego pod względem językowym i fabularnym coś jest nie tak, poprzestaje tylko na tym jednym, zacytowanym stwierdzeniu. Nie jest to wyrafinowana językowo proza spod znaku Saula Bellowa czy fabuła spod znaku Dostojewskiego. Ale przecież nie w tym leży siła opowieści boigraficznych. Narracja w "Widnokręgu" Myśliwskiego jest przecież meandryczna, trudno tam o jakąś niezwykłą fabułę. Język zaś jest w autobiografiach zbliżony do realnych postaci, które stanowią jakiś wzór dla postaci fikcyjnych.
Książkę polecam, jest ciekawa i wzruszająca.
Pierwsze wydanie "Drewnianego różańca" było z 1953 roku.
Korporacja Ha!art. 2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz